Z nauką języka obcego jest jak z odchudzaniem

Pamiętam, jak ciążył mi brak znajomości języka angielskiego. Był to czas, gdy posiadałam już certyfikat z języka rosyjskiego, uzyskany w Moskwie - rewelacyjna przygoda swoją drogą, no ale sprzed 18 lat. Na rozmowach kwalifikacyjnych, na pytanie o poziom znajomości języka angielskiego, dyplomatycznie odpowiadałam, że pewniej czuję się w rosyjskim. Dlatego paradoksalnie tym bardziej doskwierał mi brak znajomości języka angielskiego w stopniu co najmniej dobrym. Potem wyjechałam za granicę, spędziłam w UK 7 lat i pozbyłam się kompleksu. 

Koniec historii? No to jest oczywiście początek. Mam za sobą pewne doświadczenie w nauczaniu języka angielskiego. Po powrocie z Anglii podjęłam pracę w szkole językowej. Wprawdzie na krótko, ale z dużą intensywnością i prawie każdą grupą wiekową. Praca fajna, dająca satysfakcję ale totalnie antyrodzinna, bo zaczynająca się po południu. W ciągu dnia spędzałam więcej  czasu z obcymi dziećmi niż z własnym. Moją Żabcię bardziej widywałam niż spędzałam z nią czas. Zatem zmieniłam pracę. Teraz okazjonalnie wspieram swoimi kompetencjami zaprzyjaźnioną szkołę językową i okazuje się, że lubię i dobrze się czuję jako lektor i... mam nowe spostrzeżenia.

Jakie? Z nauką języka jest jak z odchudzaniem. Podobieństw jest kilka:

1. Największym ekspertem jest osoba, która nigdy nie opanowała języka obcego w stopniu pozwalającym na swobodną komunikację (na przykład rodzic lub przełożony, który samodzielnie nie potrafi ocenić poziomu znajomości języka swojego podwładnego), lub osoba która nigdy nie borykała się z problemem zaburzeń odżywiania.

2. Brak znajomości języka obcego, podobnie jak otyłość może uruchamiać blokady, powstrzymujące przed ich zniwelowaniem, prowadzą do błędnego koła - nie umiem mówić po angielsku, nie zaczynam się uczyć popełniając błędy, tłukę nieskuteczne metody zamiast zacząć od wykonania kilku kroków wstecz. Analogicznie - nie biegam, bo nie mam kondycji, zniechęcam się do aktywności fizycznej, bo nie mam kondycji i w skutek braku ruchu nieruchomieję jeszcze bardziej. 

3. Kompleks to kompleks - niezależnie na jakim punkcie. Uruchamiane są przeróżne mechanizmy do zredukowania braku satysfakcji, do zaprzeczenia ocenie zewnętrznej, którą stale subiektywnie odczuwamy. Czy ona faktycznie istnieje, to już sprawa drugorzędna. Natomiast z pewnością sami ją sobie wystawiamy. No i skutkuje to stałym wygładzaniem spódnicy, udajemy, że wszystko jest gites. Słowem - nie działamy.

4. Obu przypadłościom często towarzyszy wstyd, choć to też zapewne kwestia kulturowa i pokoleniowa. To również powstrzymuje przed zmianą i działaniem. Wstyd paraliżuje i odbiera sprawczość. Wstyd hamuje przed rozwojem. Moja rada - pieprzyć wstyd. Zacznij kaleczyć język, ale zacznij. Zacznij się ruszać pomału i krótko ale zacznij. 

Anegdotka. Wprawdzie nad językiem zapanowałam ale nad nadwagą nie. I zmagam się z nią od zawsze właściwie i zbyt długo towarzyszył temu właśnie wstyd. Do tego stopnia, że czułam się bardzo nieswojo na siłowni czy aerobiku w Polsce. Gdy wyjechałam do UK radośnie odkryłam, że to uczucie mi nie towarzyszy, a jednocześnie jak bardzo lubię aktywność. Dlaczego właśnie tam? Często sobie żartowałam, że gdybym była brudna na twarzy nie wiedząc o tym, miała coś nie tak z ubraniem lub zwyczajnie ptasią kupę na głowie, to nie dostałabym takiego sygnału z zewnątrz idąc ulicą w Anglii. Podobnie było na siłowni - nikt nie zwracał na mnie uwagi, dzięki czemu śmielej wzmacniałam kondycję, pewność siebie i poczucie sprawczości. Niestety do aktywności fizycznej mam stosunek interwałowy i aktualnie ponownie zbieram się do podjęcia decyzji o rozpoczęciu aktywności pomału i krótko. Jaki jest morał tej historii? Żeby pokonać wstyd, trzeba się odsłonić - przestać wygładzać spódnicę, bo tam w środku najprawdopodobniej schowana jest radość z robienia rzeczy, przed którą powstrzymuje nas wstyd. (Zachęcam do lektury Brene Brown Z wielką odwagą). 

5. Być może sama trudność z opanowaniem języka obcego i zapanowaniem nad własnym ciałem wynika z niewiedzy. Ile razy słyszałam, że ktoś "nie ma zdolności językowych" albo "ma tendencje do tycia". No tak, ale jeśli takowe występują, być mają swoje przyczyny obiektywne, jak dysleksja w pierwszym przypadku, zaburzenia hormonalne w drugim lub perturbacje emocjonalne w obu. 

6. Czynnik motywacyjny - brak motywacji to brak działania. Najefektywniej robimy coś z określonego powodu. Idealnie, gdyby ten powód płynął z naszych potrzeb. No i jak to się ma do uczenia się angielskiego bez wizji praktycznego wykorzystania? Czy faktycznie tylko grubi chorują na choroby metaboliczne? Wygodny mózg podpowie nam stosowne kontrargumenty w odpowiednim momencie.

Dlaczego w ogóle szukam takich porównań? Dlaczego dziś, gdy wyznaczamy sobie nowe cele na nowy rok, nowe wyzwania na 2023? Ponieważ jestem głęboko przekonana, że możemy przekroczyć nasze ograniczenia, gdy sobie uświadomimy ich przyczyny. Gdy dzięki dostrzeganiu analogii między własnymi doświadczeniami zrozumiemy ich mechanizmy. Gdy nauczymy się znajdować przyczyny naszych niepowodzeń. Gdy odpuścimy sobie i sami przestaniemy się stale oceniać i łajać za brak postępów. Gdy sami zaczniemy szukać własnego sposobu na zdobycie nowych kompetencji. Gdy odważymy się zrobić kilka kroków wstecz zamiast stale przeć do przodu. Dajmy sobie prawo do refleksji, do autorefleksji. Posłuchajmy dla odmiany siebie w tym 2023 :) 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Umiem, więc zrobię

Sztuka nanokroków

Czy potrafisz poprosić o pomoc?