O mojej wolności
Wolność to brak ograniczeń czy narzuconej nam woli z zewnątrz. Ale czy sytuacja życiowa pozbawiona wszelkich ograniczeń jest możliwa? W jakich warunkach można powiedzieć o sobie, że czuję się wolnym człowiekiem. Od czego zależy moje poczucie wolności? Jak zwykle wpis jest przede wszystkim o moich odczuciach i spostrzeżeniach, ponieważ nie byłam wszędzie i nie wiem wszystkiego.
Jeszcze całkiem niedawno doskwierało mi ogromne poczucie zniewolenia. Byłam tym odczuciem bardzo przytłoczona i zmęczona. Nie umiałam jednak znaleźć źródła swojego samopoczucia, a szukałam dookoła bardzo uważnie. No właśnie - dookoła. W między czasie na mojej drodze pojawiło się wiele nowych osób z wywrotowym (wówczas dla mnie) podejściem do życia. Długo nie przychodziło mi do głowy, że poczucie wolności płynie z wnętrza i mojego nastawienia do życia, przyjętej perspektywy, a nawet wizji idealnego życia. Ale jak na to wpadłam, mój światopogląd wykonał salto.
Zrozumiałam, że ograniczenia są przede wszystkim moją interpretacją rzeczywistości. Skąd mi się wzięła taka autodestrukcyjna tendencja, do brania wszystkiego, co negatywne na siebie i oddawania pozytywów i zasług innym? A, no i jeszcze ta absurdalna tendencja do nieoceniania. Jeśli nie nadam czemuś wartości (oceny), to połknę to bezrefleksyjnie. I dlaczego raptem okazuje się, że jak oceniam, to ze szkodą dla podmiotu/przedmiotu oceny? Dlaczego od razu przypisuje się mi złe intencje? Czy ocenianie jest narzędziem, które służy mnie, czy dobremu samopoczuciu innych? Jakbym miała na to wpływ, nawiasem mówiąc. Ile potrzeb zostaje unieważnionych kiedy mamy narzuconą z góry interpretację rzeczywistości. Doszło do tego, że gdy Google pyta mnie jak oceniam dane miejsce, "odpowiadam" - staram się nie oceniać.
Pamiętam taką sytuację sprzed kilku lat. Byłam liderem multikulturowego zespołu pracowników w Anglii. Byłam w nim jedyną Polką. W zespole był ktoś z Włoch, ktoś z Ghany, z Indii, Sri Lanki, Chin, z Anglii oczywiście też. I zostałam posądzona o rasizm, ponieważ podział zadań nie odpowiadał jednej osobie. Przemyślałam sytuację i poprosiłam o doprecyzowanie zarzutu (bycie posądzonym o rasizm na zachodzie to jak być od razu winnym), ponieważ nie znalazłam w sobie intencji oceny według tego kryterium. Była afera, nie jakaś ogromna, ale skończyła się przeprosinami - mnie. Jaki jest morał ten historii? Jaki jest mój wniosek płynący z tego zdarzenia? Nie mam wpływu na to, co inni sobie myślą - nie tylko o mnie, ale nawet o sobie samych. Jeżeli przyjmuję narzuconą interpretację, ponoszę tego konsekwencje przeżywając emocje, które ta interpretacja generuje. Dlaczego miałabym więc podporządkować się takiej chwiejnej strukturze?
Dlatego właśnie tym chętniej skłaniam się do własnej interpretacji życia, które toczy się wokół mnie. Nie postrzegam wolności na sposób anarchistyczny - każdy może wszystko, zawsze i wszędzie. Zamiast tego odkryłam wolność płynącą z wewnętrznej samodyscypliny i porządku. Wolność to stan umysłu. Wymaga odwagi, pracowitości, kreatywności i systematyczności. Wolność to decyzja. Wolność to postawienie na siebie i swoje potrzeby w kontekście tego, co wokół. W pewnym przełomowym momencie mojego życia, kiedy wydarzyło się najgorsze, co mogłam sobie wówczas wyobrazić, usłyszałam czyjeś słowa - nie ty jesteś ofiarą tej sytuacji. I dotarło do mnie, że podporządkowałam się interpretacji sytuacji i przeżywałam emocje zgodne ze schematem. Wyskoczyłam z tych torów i wyznaczyłam swoje - własne, które doprowadziły mnie do dzisiejszego wpisu. Dlatego właśnie uważam, że to ja decyduję kim jestem i w jaki sposób realizuję swoje idealne, subiektywne JA. Tak rozumiem wolność.
Komentarze
Prześlij komentarz