Żwir w ustach
Tylko pozytywnie? No nie da się. Dość dużo czasu zajęło mi zbieranie się do kolejnego wpisu, ponieważ nie umiałam wykrzesać z siebie samego tyko entuzjazmu. A rozpoczynając blogową przygodę, obiecałam sobie, że nie będę pisać dołujących, acz poczytnych historii dramatycznych. No i w końcu przyszło olśnienie. No przecież wiem, że potknięcia, smuteczki, trudne sytuacje życiowe, to właśnie nanokroki, którymi systematycznie zmierzam ku sobie, ku dobremu i świadomemu życiu. Tylko tymczasem wpadłam w wir obowiązków i zadań, i... zapomniałam o tym. Ostatnio pisałam o życiu w prawdzie i uczciwości względem samego siebie - przede wszystkim. Jakiś czas później doświadczyłam konsekwencji ignorowania tej zasady. To, że nakładamy maski na przeróżne okazje życiowe, w mniej lub bardziej świadomy sposób, jest jakby powszechnym mechanizmem. Tak powszechnym, że gdy zaczynamy odkrywać prawdę o sobie i lubić siebie, to relacje z niektórymi ludźmi lub środowiskami zaczynają nam chrzęścić pod zębami jak pia...